
Witaj w świecie postpandemicznych, spalonych słońcem pustkowi, gdzie natura przybrała kolory brązu i czerwieni a ludzkość podzieliła się na trzy nierówne części: tych, którzy żyją w podziemnych schronach, Nomadów i Ludzi Nowej Ery. Z dala od spopielających promieni słonecznych, marząc o odzyskaniu powierzchni za dnia, ludzie opowiadają baśnie o miejscach, w których zieleń jeszcze istnieje. Opowieści o Szklanych Ogrodach, ostatnich odpryskach Edenu. I pieczarkach.
Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)
Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu
Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.
wtorek, 31 maja 2011
Interwał II (XIX)
-Mówię ci, tym razem zginiemy. Nie wiem nawet dlaczego jeszcze nie jesteśmy na górze - szepnął
-Nora nas wezwała, nie słyszałeś jej szeptów? - Mikel nie odwrócił głowy w stronę przyjaciela. Po prostu wyszeptał to w eter.
-Mike? - Samuel, przerażony i zdezorientowany, spojrzał na swojego przyjaciela nie mając pojęcia o czym on mówi.
-Jaja sobie robię, pojebie. Przecież to ty nas tutaj ściągnąłeś. Ja bym tylko wziął ten plecak i polazł z powrotem, tam gdzie bezpiecznie – Był zły. Powoli to wszystko przestawało być jakkolwiek zabawne – i nie, nie spojrzę na ciebie, bo znowu oślepniesz. Spójrz...
Na dole, przy samej zewnętrznej ścianie zakrętu, biegał w kółko szczur. Z tej odległości powiedzieć o nim tylko tyle. Żył, poruszał się, hałasował, najprawdopodobniej coś przeżuwał. Od szczura dzieliło ich miej więcej pięćdziesiąt metrów.
-Patrz na tego pchlarza – warknął Samuel – takie coś narobiło nam strachu? No bez jaj... - Przeklął pod nosem i ruszył w dół, w stronę zwierzęcia. Musiało ich wyczuwać albo widzieć od dłuższego czasu. Nie było zaskoczone, ale zatrzymało się i stało nieruchomo, łebek kierując w stronę dwóch, dwunożnych potworów. Po mniej niż dziesięciu metrach pod butami Samuela zachrzęściło szkło. Zatrzymał się momentalnie i spojrzał pod nogi. W wyżłobieniu podłogi, mającym pewnie pomóc w odprowadzaniu deszczówki, leżała latarka. Niestety, była potłuczona i absolutnie nieprzydatna. Bez słowa oddał Mikelowi Badyla do rąk, a sam cisnął zepsutym sprzętem w szczura. Latarka chybiło o parę centymetrów, a gryzoń z piskiem uciekł.
poniedziałek, 30 maja 2011
Interwał II (XVIII)
-Jesteś idiotą. Masz szczęście, że ci ręki nie urwało – wyrwał mu rewolwer, zabezpieczył go i otworzył bęben. Jeden, jedyny pocisk znajdował się w następnej komorze. Wyjął delikatnie kulę i położył w kącie, przy ścianie – nie wiadomo ile to tutaj leżało, w wilgoci i chłodzie. To nie są dobre warunki do przechowywania broni, Sam – odkładając zawilgotniały pocisk przypadkiem oświetlił róg pomieszczenia, który, zdawało mu się, na pewno sprawdził. Nie pierwszy i nie ostatni raz – mylił się. W kącie od wejścia leżały dwa pakunki, sporej wielkości – Ty, patrz na to – wskazał palcem i natychmiast podszedł.
Był to stary, trochę podarty i łatany plecak z materiału, chyba koloru khaki. Ciężko było stwierdzić przez warstwę brudu i całkiem posunięte wypłowienie. Zaraz obok leżał zwinięty w rulon gruby, tekturowy karton, totalnie nasiąknięty i niemal rozpadający się przy dotyku. A wewnątrz niego – zniszczony śpiwór. Mikel nie miał zamiaru go rozwijać. Nieprawdopodobnie śmierdział jeszcze spakowany, więc stwierdził że fetor mógłby go nawet pozbawić przytomności.
-Nie wiem, czy gość srał do tego śpiwora czy to tylko naturalne aromaty naszego martwego przyjaciela. Chyba nie chciałbym go spotkać żywego – Skrzywił się. Węch był przyzwyczajony do braku wygód w kanałach, ale to co teraz czuł biło wszelkie rekordy. Mając ciarki z obrzydzenia delikatnie przesunął nogą „posłanie” spory kawałek dalej. Był absolutnie przekonany, że nie gnijące ciało sprawiło okropny smród pomieszczenia, ale właśnie to polowe łóżko. Mając względy komfort oddalenia od toksycznych wyziewów, skupił się na plecaku. Istniała szansa, że gość miał parę przydatnych fantów, a nawet był Szperaczem z innego schronu. Z tym że Mikel raczej by w tym wypadku użył określenia Szczur.
piątek, 27 maja 2011
Interwał II (XVII)
-Spadajmy stąd, Sam. Nie podoba mi się tutaj, a w dodatku mamy trupa
-Wydawało mi się że ci nie przeszkadzają. Chwilę temu bawiłeś się jakimś w samochodzie – rzucił, nie odrywając wzroku od szkieletu i okolic.
-Przeszło mi, to było głupie i żałuję. Możemy iść? Nie chciałbym skończyć tak jak ten gość – coś sprawiało, że Mikel najzwyczajniej się bał. Jakiś mały, istotny szczegół który wychwycił, ale jeszcze nie zidentyfikował.
-Jeśli chcesz sobie strzelić w łeb. W w czaszce jest dziura po kuli, facet popełnił samobójstwo. Rewolwerem, który leży zaraz obok – trącił Badylem broń - Ciekawe czy działa... - Samuel wziął go do ręki i wstał. Pierwszy raz miał coś takiego w garści i był zaskoczony ciężarem. Myślał, że będzie dużo lżejszy. Wszystko mu przypominało, że to nie zabawka, tylko śmiertelnie niebezpieczna broń. Wyprostował rękę, za cel obierając korytarz w dół. Poczuł jak napinają mu się mięśnie, nienawykłe do trzymania tego typu rzeczy. Zafascynowany skupił się, starając się uspokoić drżenie. Mikel zatopiony był w swoich myślach i zanim się zorientował, było już trochę za późno. Widząc co zamierza, natychmiast pożałował swojego zawieszenia.
-Sam, kurwa, odłóż to gówno bo...
Samuel pociągnął za spust
czwartek, 26 maja 2011
Interwał II (XVI)
-Mikel, czujesz to? - Zatrzymał go nagle wyciągnięciem ręki, przygarbiając się lekko i wciągając powietrze nosem krótkimi, silnymi seriami.
-Śmierdzi. I co? - wzruszył ramionami. Nic nowego, zdążył się już prawie przyzwyczaić do kanałowego aromatu – Chociaż... Śmierdzi inaczej niż przy włazie. Tam waliło stęchlizną, tutaj czymś...
-... innym. Tak, masz rację. Idziesz przodem, mistrzu.
-Ale...- W tym momencie Badyl przewędrował za pomocą rąk Samuela z Mikelowego plecaka do rąk właściciela, a jego ciało zostało sztucznie wprawione w ruch. Przeklinając cicho i mając metalowy pręt w rękach wychylił się za zakręt. Doskonale wiedział, że cokolwiek śmierdziało, jeżeli miało oczy lub uszy: musiało wiedzieć że się zbliżają już kilka minut wcześniej – A może po prostu stąd wyjdziemy? - syknął lekko odwracając głowę w bok, tak aby Sam mógł usłyszeć
-Taki wielki, a pipka. Z drogi – Miał już wyrwać Badyla z rąk przyjacielowi
Mikelowi, urażonemu do głębi, wróciła szczątkowa odwaga i zaniknął ostatni bastion zdrowego rozsądku. Lekko przykulony przeszedł za róg i oświetlił małe rozszerzenie kanałów z nieświeżą zawartością. Sam zauważył, że aż się wzdrygnął i schował w sobie. Mikel nie uciekał, więc było bezpiecznie. Dlatego przeszedł obok niego i spojrzał na to, na co jego przyjaciel. Mniej więcej w połowie pomieszczenia, w snopie światła latarki, leżał ludzki szkielet.
środa, 25 maja 2011
Interwał II (XV)
-Bo jest większy i więcej zniesie. Poza tym zapomniałeś nakręcić swój jebany zegarek – Spojrzał z góry na swojego przyjaciela mając paskudny uśmiech na twarzy. Tak, niewątpliwie sprawiała mu przyjemność nader korzystna sytuacja, do której doprowadziło zapominalstwo Mikela. Wszystko wskazywało na to, ze zamierzał korzystać z tego ile tylko mógł.
-Będziesz mi to wypominał do końca życia? - Nie było wyjścia. Już zaczął schodzić. Powoli, nie śpiesząc się zbytnio, dokładnie ważył kroki. Drabina może i wyglądała na zachowaną w dobrym stanie, ale nie zamierzał ryzykować. Stopy kładł po bokach, tak aby żaden szczebel nie załamał się pod jego ciężarem, powodując przykre konsekwencje polecenia prosto na pysk witając beton.
-Jeżeli mamy zamiar żyć jeszcze jakieś dwa tygodnie to tak. Przynajmniej dopóki mi opalenizna z pleców nie zejdzie będę ci to wypominać przy każdej okazji.
-Zapomnisz w ciągu dwóch dni – Zadudnił będąc mniej więcej w połowie drogi.
-Myślę, że ból spalonej skóry będzie mi o tym skutecznie przypominał. Złaź szybciej – Splótł ręce na piersi, wybijając prosty rytm stopą.
-Lezę jak mogę – fuknął i zeskoczył z drabiny mając jakieś półtorej metra do jako takiego gruntu. Upadł miękko, uginając kolana i podpierając się ręką. Zrobił to nadzwyczaj cicho, jednak nawet to poniosło się echem. Będąc na dole miał szerszą perspektywę na kanały. A przynajmniej na to, co bombardował światłem latarki – Czysto, złaź – I dopiero wtedy rozejrzał się, szukając potencjalnych zagrożeń. Miejsce, do którego zeszli, miało tak naprawdę tylko jedną drogę. Alternatywą była tylko ślepa uliczka długości jakiś dwudziestu, trzydziestu metrów i kończąca się solidnymi kratami. To zdecydowanie ułatwiało sprawę. Pierwsze słowa, jakie Samuel usłyszał lądując na dole miały mniej więcej sens „czekaj tu”
-Mike, co ty kurwa robisz i gdzie idziesz? - W momencie, kiedy już miał ruszyć za nim, przyszła odpowiedź w postaci dźwięku rozpinanego rozporka i ordynarnego lania po ściance. Samuel słysząc to odwrócił się, siląc się na okazanie zainteresowania ciekawym zjawiskiem zakwitu czerwonych glonów na suficie kanałów.
-No przecież mówiłem że tak będzie – westchnął, mówiąc pod nosem sam do siebie.
wtorek, 24 maja 2011
Interwał II (XIV)
-Normalnie. Głowa, ręce, tułów, takie tam – machnął ręką
-Przecież wie pan o co mi chodzi...
-Samuel i Mikel byli do siebie podobni. Z tym że jednocześnie różnili się wszystkim. Jak by wam to opisać... Byli przyjaciółmi których łączyło wszystko, a jednocześnie dzieliła przepaść. W wypadku fizyczności – byli dobrze zbudowani, z tym że Mikel był większy. Pomijając fakt, że był o kilka centymetrów niższy od Samuela. Obydwaj na swój sposób przystojni – skręcił kolejnego papierosa i wetknął go sobie do ust – Samuel zwykle był gładko ogolony, Mikel wręcz przeciwnie, tylko kilka razy w życiu nie miał brody czy czegoś podobnego. Pierwszy miał dosyć długie włosy, drugi albo robił się na łyso, bardzo krótko, albo jego wygoloną glacę przecinał krótki irokez. Masz już jakieś wyobrażenie?
-A jak byli ubrani?
-Mówiłem już. Nie słuchałeś – Odpalił i zaciągnął się dymem. Przez chwilę miał ochotę dmuchnąć nim w stronę dzieciaka, ale przeszło mu. Młody po prostu jest zainteresowany tym, co mówi.
-Słuchałem
-Nosili się podobnie, piaszczyste pustkowia nie są dobrym miejscem na różnorodność w tej kwestii. Wysokie wojskowe buty pustynne z półpłaską podeszwą chroniące przed zapadaniem się w piasek i żądłami skorpionów. Lekkie spodnie z kieszeniami po bokach. Najzwyklejsze t-shirty, czasami wełniany sweter. I na to kamizelki z dziesiątkami schowków i płaszcze w jasnych kolorach. Dodaj do tego chusty, które nosili zawiązane na szyi albo na głowie, na modłę Nomadów.
-Jaką?
-Obwiązywali sobie nimi głowę tak, że tylko oczy było widać. Mieli jeszcze plecaki, a Mikel dodatkowo nerkę przytroczoną do paska. Zaspokoiłem twoją dociekliwość w wystarczającym stopniu? Mogę kontynuować? - starzec westchną ciężko
-Co było na dole? - Adam zaczął się kręcić
-Zaraz się dowiesz. Nie mając nic lepszego do roboty zeszli do kanałów mając nadzieję, że przerwą pasmo niepowodzeń ciągnące się od dobrych kilkunastu godzin...
poniedziałek, 23 maja 2011
Interwał II (XIII)
-Dziwne gdyby nie śmierdziało – Mikel dopasował latarkę czołową do swojej głowy i włączył ją. Snop światła kierujący się tam gdzie aktualnie była skierowana głowa, był całkiem satysfakcjonujący. Wstyd przyznać, ale to był pierwszy raz, kiedy zdecydował się jej użyć w warunkach polowych. Na razie spełniała swoje zadanie całkiem dobrze.
-Bierzesz tą? - Usiadł w kucki przed dziurą, zaraz obok żeliwnego włazu. Pozwolił się nim zająć Mikelowi i jego wiernemu Badylowi. Ta kombinacja sprawdzała się znakomicie przeciwko większości zamkniętych lub zabezpieczonych zamków czy drzwiom. Jego kumpel bawił się też wytrychami z całkiem niezłym skutkiem, jednak, powiedzmy sobie szczerze, rzadko kiedy mógł w pełni wykorzystać swoje talenty. Mikel, lubujący się w jakiś dziwnych językach, zamykał swoje umiejętności w określeniu „Low-tech hacking”. Cokolwiek to miało oznaczać.
-Tia. Nie biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z przeciągu dwudziestu czterech godzin, wolę nie mieć na dole wielkiego, ciężkiego reflektora w łapie, kiedy będę musiał nagle zmienić swoje położenie o jakieś kilkadziesiąt metrów w ciągu sekundy – Nie był zgorzkniały. Nie był także pesymistą. To był zdrowy realizm i znajomość realiów – a ty?
-Chyba zaryzykuję – Samuel zaczął kręcić korbą ładując baterie; W tym czasie Mikel podszedł do włazu i spojrzał w dół. Drabina wyglądała tak, jakby w ogóle nie obchodził jej upływ czasu. Solidna, metalowa konstrukcja powinna bez problemu wytrzymać ich ciężar. Droga w dół była długa i potencjalnie bolesna w przypadku poślizgnięcia się. Dobre parę metrów od jego twarzy znajdowało się dno kanałów. Z tego co widział, nie było tam wody, co najwyżej wilgoć, stąd ten zapach. No i wyglądało całkiem bezpiecznie.
-Dobra. To kto pierwszy?- Spojrzał na Samuela, który, oślepiony wiązką światła skierowaną prosto w jego twarz, jęknął i zasłonił oczy dłońmi.
niedziela, 22 maja 2011
Interwał II (XII)
-Jebać to – Zwyczajowo te słowa i zachowanie powinny należeć do Mikela, jednak ten stał jakieś pół metra dalej niż przed momentem, zaskoczony i odepchnięty na bok. Zszokowany patrzył tylko jak Samuel przyświecając sobie latarką ręczną wpycha bark między beton a stal i, używając całego ciała, otwiera drzwi na tyle, by można było wejść do środka. A potem, olewając cały zdrowy rozsądek, wsuwa się cały.
- Oookay? - Mikel obiecał sobie, że wymyśli coś mądrzejszego. Ale za chwilę. Teraz był zajęty kręceniem głową z niedowierzania i robieniu tej samej głupoty o jego przyjaciel. W momencie, kiedy wszedł do środka, wszystkie jego wątpliwości wyparowały jak pot i łzy na tym cholernym słońcu. Różnica temperatur była ogromna. Wnętrze bunkra było orzeźwiająco chłodne i wilgotne, mimo że lekko zatęchłe i trącące kanałami. Mikel uznał, że do tego da się przyzwyczaić – Dobra, jeżeli coś ma mnie zeżreć, to tylko tutaj. Ja się stąd nigdzie nie ruszam – swoje słowa zaakcentował rzuceniem plecaka pod ścianę i, dosłownym, przyklejeniu się do ściany. Dopiero wtedy doszło do niego, jak bardzo przepocone są rzeczy, które miał na sobie. Zaczął przypuszczać nawet, że można je zacząć najzwyczajniej w świecie wyżymać.
Mniej więcej w tym czasie Samuel rozglądał się po pomieszczeniu. Specjalnie dużo do oglądania nie było – gładkie, betonowe ściany ograniczały półkolistą przestrzeń o promieniu jakichś trzech, może czterech metrów. Sufit w najwyższym miejscu nie mógł mieć więcej jak trzy metry. Nie było żadnych okienek czy lamp. Kompletna ciemnia. Na samym środku znajdował się żeliwny, wyglądający na ciężkiego do ruszenia, okrągły właz do kanałów.
Zrzucili z siebie przepocone rzeczy, zostając w samych spodniach i butach. Skóra na ich plecach była czerwona, nagrzana od słońca piekącego ich tyłki jeszcze chwilę temu, a jednocześnie spierzchnięta od wilgoci ubrań. Mokre od potu kurtki, t-shirty i chusty rzucone zostały na jedną kupkę pod ścianą, a przyjaciele wzięli się do łagodzenia oparzeń. Nazywając to wprost, przykleili się do betonowych ścian bunkra, chłonąc ciałem chłód. W duchu dziękowali losowi, że nikt tego nie widział. Zdawali sobie sprawę, że wyglądało to co najmniej dziwnie. Gdy poczuli ulgę, Mikel wyciągnął dużą, plastikową butelkę pełną wody i wypił większość. Resztę wylał sobie na głowę, przy okazji przemywając twarz ręką.
-Nie powinno się tak pić, Mikel. Możesz dostać szoku albo w najlepszym wypadku zaraz pójdziesz się odlać – wyciągnął swoją manierkę i wziął kilka drobnych łyków. Po tym umył twarz i ręce, ostrożnie dawkując wodę. Stoją już, podszedł do ściany i podniósł rzeczy, kierując się ewidentnie na zewnątrz
-Mhm- odpowiedział przełykając ostatnią odrobinę wody, która zachowała się w butelce – co robisz?
-To musi wyschnąć, nie? Jak wyrzucę ciuchy na zewnątrz to w ciągu kwadransa będą jak pieprz.
-Albo pył – mruknął pod nosem Mikel – Myślę że przyda nam się tutaj więcej światła – Podładował reflektor i podstawił go do ściany. W ten sposób jako tako rozświetlił cały bunkier. Było to więcej niż półmrok, ale nijak nie dałoby się powiedzieć, że jest jasno. Sam zdążył już wrócić do środka, przymykając troszkę drzwi bunkra, wcześniej rozrzucając ubrania na piasek blisko słońca, ale jednak nadal w cieniu przedsionka.
-No, to mamy trochę czasu zanim to dziadostwo dojdzie - Stanął dwa metry przed Mikiem i spojrzał na niego dziwnie przejmująco - Nie ruszaj się.
-Dlaczego?
- Nawet nie waż się drgnąć. Zaraz za tobą jest jest największy pająk jakiego w życiu widziałem
-Sam? Co ty robisz? - Mikel siedział jak sparaliżowany. Miał wrażenie, że zaraz mu serce też przestanie bić.
-Ani... drgnij... - Poruszając się najciszej i najwolniej jak potrafił, zgięty wpół, przeszedł za przyjaciela – Kurrrwa mać! - rzucił w "panice" i z dziką radością dźgnął go lekko zaostrzonym patykiem prosto w gołą skórę talii.
-Aaaaaaaa!!!! - Mikel z wrzaskiem rzucił się do przodu, lądują kawałek dalej na twarzy. Chwilę zajęło nim odważył się podnieść na rękach i usiąść.
-To za to, że nie nakręciłeś zegarka – Dał mu jeszcze otwartą dłonią przez łeb. Nie mocno, ale odczuwalnie.
-Dupek – fuknął na przyjaciela rozmasowując łokieć, którym ze strachu przywalił w betonową podłogę. Odwrócił się i nie odzywał przez dłuższą chwilę – Zabiję cię kiedyś
-Już dzisiaj próbowałeś. No, już, nie bocz się. Jesteś głodny? - Samuel grzebał w plecaku sprawdzając co mieli.
-Nie. Za to mi się pęcherz odezwał przez ciebie – Zrobił minę smutnego szczeniaczka. I przeciągnął tak, się aż mu w kręgosłupie strzeliło.
- To co robimy?
Praktycznie jednocześnie spojrzeli na właz kanałów, wpadli na pomysł, i spojrzeli na siebie z dzikim uśmiechem. Już wiedzieli, co będą robić i, przynajmniej w tym przypadku, nie musieli używać słów.
sobota, 21 maja 2011
Zesrało się II
Edit.
Aha, żeby nadrobić - jutro będzie gigapaka trzech odcinków. Namaste!
czwartek, 19 maja 2011
Interwał II (XI)
Wielkie, ciężkie, pancerne drzwi bunkra były nieznacznie uchylone.
środa, 18 maja 2011
Zesrało się
wtorek, 17 maja 2011
Interwał II (X)
Tak. Samuel i Mikel doskonale wiedzieli co ich czeka jeżeli się nie pośpieszą.
poniedziałek, 16 maja 2011
Interwał II (IX)
niedziela, 15 maja 2011
Interwał II (VIII)
-Mike? - Samuelowi zabrało dobre dwie godziny nim odezwał się od ostatniej wymiany zdań. Najwidoczniej było to warte wzmianki.
-Co jest? - Mikel zaczynał już dyszeć, trudem podnosząc grzęznące w piasku nogi i przesuwając je do przodu chyba już tylko siłą woli. Był zmęczony i głodny. Marzył o dotarciu do K4, szybkim prysznicu, kolacji i swoim łóżku. Nadludzkim wysiłkiem zmuszał się także do nie patrzenia na zegarek. Zrobił to, wydawałoby się, wieki od ruszenia w drogę prawdopodobnie powrotną, a według czasomierza nie minęła nawet minuta.
-Widzę Latarnię – znaczyło to dwie rzeczy: że poszli w mniej więcej dobrym kierunku i że zostały im dobre półtorej do dwóch godzin drogi. Ale i tak powinni zdążyć przed świtem mając jeszcze zapas wolnego czasu.
-Gdzie? Nie widzę...
-No tam, o – wskazał ręką kierunek – Możesz nie widzieć, bo akurat zrobiło się... jaśniej? - Obydwaj mieli głowy owinięte chustą w ten sposób, ze odkryte były tylko oczy. Przez to nie widac było wyrazu ich twarzy, jednak na pewno nie wyrażały w żaden sposób radości.
-Niemożliwe, przecież jest... - Mikel spojrzał przerażony na zegarek - pierwsza dwadzieścia. Kurwa...
-...Mać.
sobota, 14 maja 2011
Interwał II (VII)
piątek, 13 maja 2011
Interwał II (VI)
-Co to mogło być? - Odezwał się w końcu, kopiąc jednocześnie kopczyk piasku odrobinkę wyższy od pozostałych wzbijając tuman kurzu przed sobą.
-Gówno mnie to obchodzi. Musiało być wielkie, straszne i z wielkimi zębami. Pełno tego teraz. Widziałeś te oczy? Kurwa, jeszcze jak zawarczało to aż stopami wibracje poczułem – dla niego to brzmiało ni mniej, ni więcej jak śmierć w przepastnej szczęce uzbrojonej w ogromne kły.
-Nie tylko ty... Ale może by nie podeszło?
-Podeszłoby, podeszło. Wiesz, ja nie zawsze muszę widzieć coś, żeby wyrobić sobie zdanie. To coś było cholernie niebezpieczne, pewnie głodne. A nawet jeśli nie – takiego chuja a nie mam ochoty wracać tego sprawdzić. - ułożył ręce w z lekka obelżywy sposób ukazujący długość zwisu w postaci gestu niejakiego Kozakiewicza i rzucił trzymanym przez siebie od dłuższej chwili kamieniem w resztki wysokiej lampy. Prawie trafił.
-Noo... jak błysnęło ślepiami w ciemności to myślałem że już po nas... -Samuel skrzywił się na samą myśl o tym.
-Ale żyjemy i tego się trzymajmy, okej? Ciekawe co jeszcze nas czeka – ściągnął chustę z ust i nosa, splunął w bok po czym odpalił kolejnego papierosa
Samuel musiał przyznać mu rację, mimo że nigdy tego chętnie nie robił. Najbardziej jednak na wątrobie mu leżała ta cholerna skrzynka z narzędziami, którą znaleźli w bagażniku zaraz obok zdechłego koła zapasowego. Mało spektakularny łup, ale łatwy do spieniężenia. I zawsze mile widziany.
środa, 11 maja 2011
Interwał II (V)
wtorek, 10 maja 2011
Interwał II (IV)
-Co? Dlaczego?
-Wiesz gdzie jesteśmy? Bo ja nie bardzo. Chyba się troszku zgubiliśmy – Słysząc to Mike zaczął się panicznie rozglądać po horyzoncie szukając znajomego , migającego, czerwonego punktu. Zaklął paskudnie rezygnując z dalszych poszukiwań. Zamiast tego wyciągnął z kieszeni kurtki kompas, a z plecaka pogniecioną, odręcznie nakreśloną mapę. Był z niej całkiem dumny, tym bardziej że spędził dobre kilka godzin odrysowując ją z jedynego zachowanego egzemplarza w bibliotece. Miał tyle szczęścia, że siedział zalakowany w ciemnościach archiwum praktycznie nieruszany przez kilka dekad.
poniedziałek, 9 maja 2011
Interwał II (III)
-Pamiętasz jak mieliśmy po kilkanaście lat i miałeś na czole tyle syfów że kurwa mać?
-Nie pamiętałem do tej chwili. I co..? - Mruknął wyzuty zupełnie z dobrego humoru. Nie lubił wracać myślami do swojej szczeniackiej młodości. Cieszył się nawet że jest to stan jednorazowy i wybitnie przemijający.
-Wyglądasz podobnie - Samuel wybuchnął śmiechem
-Że cożeszjapierdolę! - Mike dotknął czoła i ruszył wyschnięte już drobinki piasku, które zgodnie z zasadami wszelkiego prawdopodobieństwa wpadły mu do oczu. Chwilę trwało zanim doszedł do siebie pozbywając się bólu i pyłu. Samuel w tym czasie zaczął ogarniać ich obecne położenie. Marnie to wyszło. Nie widział Latarni na horyzoncie, nie rozpoznawał otoczenia.
-Chyba mamy problem, stary.
niedziela, 8 maja 2011
Interwał II (II)
-Co jest niesamowite? - Samuel odwrócił głowę w jego stronę. Do tej pory siedząc i zajmując się swoim stanem przedzawałowym nie zwracał uwagi na kumpla. Ten tylko wyciągnął rękę w górę wskazując palcem w niebo. Sam spojrzał nad siebie i zobaczył masę gwiazd. Wypełniały całe niebo swoją obecnością, tworząc wręcz smugi światła.
-Wiesz? Nigdy tak naprawdę na nie nie zwracałem uwagi. Nie tak jak dzisiaj. Nie w ten sposób. – Mike wstał i strzepał piasek z ubrań.
-One nam nie pomogą, Mike... trzeba się zbierać do domu – westchnął ciężko - dobrze by było zdążyć przed tym cholernym wschodem. - Bawił się chwilę drobnymi kamyczkami przesypując je z dłoni do dłoni, będąc jakby nieobecny duchem.
sobota, 7 maja 2011
Interwał II (I)
Biegli ile sił w nogach nie oglądając się za siebie, nie wiedząc dokładnie w którą stronę. Byle dalej od tunelu, byle dalej od tego... czegoś. Poczucie względnego bezpieczeństwa na równi z brakiem tchu kazało się im w końcu zatrzymać. Nie mieli pojęcia jak długo uciekali, nie byli pewni kierunku. Nie wiedzieli nawet czy nie są nadal ścigani. Jedyne, do czego byli w sposób absolutny przekonani, to fakt że kilka kroków więcej pozwoli im wypluć płuca, a mięśniom popękać ze zmęczenia. Padli na piasek kompletnie wycieńczeni, kaszląc i krztusząc się łykanym chciwie powietrzem. Mike zarył spoconym czołem w piasek i przewrócił się na plecy. Chwilę odpoczywał w tej pozycji mając zamknięte oczy, starając się uspokoić. Otworzył je i milczał przez dłuższą chwilę, świszcząc tylko równomiernie.
-Niesamowite są dzisiaj – mruknął w końcu
-Co jest niesamowite? - Samuel odwrócił głowę w jego stronę. Do tej pory siedząc i zajmując się swoim stanem przedzawałowym nie zwracał uwagi na kumpla. Ten tylko wyciągnął rękę w górę wskazując palcem w niebo. Sam spojrzał nad siebie i zobaczył masę gwiazd. Wypełniały całe niebo swoją obecnością, tworząc wręcz smugi światła.
piątek, 6 maja 2011
Interwał I (XII)
środa, 4 maja 2011
Interwał I (XI)
-Proszę?
-Co było w bagażniku? - dzieciak wbił się przenikliwym wzrokiem w dziadka z siłą młota pneumatycznego. Przejęty, nieświadomie miażdżył żelaznym uściskiem zawartość swojego plecaka, który miał przyciśnięty do brzucha.
-Ah, prawdziwe skarby, które zagwarantowałyby im dostatnie życie przez długie miesiące – roześmiał się serdecznie. I zaczął wstawać w oczywistym celu zakończenia dzisiejszej sesji opowiadań.
-Czyli co?
-Skarby. No, na dzisiaj kończymy. Resztę opowiem wam jutro. W chce mi się pić i muszę iść do kantyny.
-Czyli nie wie pan?- nie dawał za wygraną.
-No co za uparty gówniarz. Pewnie że wiem. - Oburzenie które wyrażała twarz starca było równie prawdziwe jak szansa na dostanie obiecanej setki dziewic po ekspresyjnej zabawie z kilogramem plastiku na zatłoczonej stacji metra. Znaczy – jak się postarasz to uwierzysz.
-No to niech pan powie.
-W gardle mi zaschło – skrzywił się, drapiąc jednocześnie za uchem
-Mam przy sobie butelkę wody – spojrzał do wnętrza plecaka i zaczął w nim energicznie grzebać.
-I zgłodniałem?
-Mama zrobiła mi kanapki. I dlaczego powiedział pan „zagwarantowałoby”? Przecież wychodzi na to, że już to mieli w rękach... - chłopiec pogrążył się w myślach kiwając się to w przód, to w tył.
-Jak ci na imię, młody człowieku?
-Adam
-Podobasz mi się, Adam. Przypominasz mi mnie w twoim wieku. Dobrze więc, daj to żarło i jedziemy dalej. Użyłem tego słowa nieprzypadkowo, ale do tego dojdziemy za chwilę. Znaleźli rzeczy, których bali się wziąć ze sobą do domu przez swoją wartość. Za takie fanty ludzie się zabijali.
wtorek, 3 maja 2011
Interwał I (X)
poniedziałek, 2 maja 2011
Interwał I (IX)
-Sezamie, otwórz się.
niedziela, 1 maja 2011
Interwał I (VIII)
-Sam, właśnie sobie coś uświadomiłem – oparł się o maskę ex-samochodu i nerwowo przeszukiwał kieszenie kurtki.
-Schowałeś je w prawej kieszeni. No?
-Oni tam jeszcze żyli – Wyciągnął metalową papierośnicę, wydłubał z niej zawartość (sztuk jeden) i wsadził sobie do ust. I znowu zaczął oklepywać ubranie.
-Tylna, spodnie. Co? Kiedy? - I Mike i Samuel mieli podobny problem. Zapamiętywali masę nieistotnych drobiazgów, szczegółów, ale nigdy dotyczących siebie samych. Zwykle więc pamiętali za siebie nawzajem. Działało od kilku lat i działać najprawdopodobniej jeszcze przez dłuższy czas powinno.
-Po tym jak ich przysypało – odpalił papierosa wiekowym Zippo na benzynę i głęboko się zaciągnął - Byli uwięzieni w tym wraku. Teraz dopiero zrozumiałem. Zadrapania od wewnątrz. Masa pustych opakowań. Wgniecenia drzwi od środka. Kurwa mać. I jeszcze coś. - Mikel aż się skrzywił
-No wykrztuś to w końcu. - Samuel odpędził wkurzający go dym machaniem dłoni. Nigdy nie był w stanie zrozumieć dlaczego jego przyjaciel „pali to gówno”. Ale tolerował.
-Gówniarz żył najdłużej. - wymownie skinął głową w kierunku tylnych foteli.
-Co? Skąd wiesz?
-Noga starego była na tylnym fotelu. Od początku wydawało mi się to dziwne, ale nie wiedziałem dlaczego.
-Ja pierdolę. Zeżarł własnych... - Mike w odpowiedzi tylko kiwnął głową.