Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)

Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu

Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Interwał III (XXXIII)

- Żyje - powiedział kategorycznym tonem człowieka znającego się na rzeczy. W międzyczasie po sali rozniósł się słodki, wzbudzający odruch wymiotny zapach krwi i starego psa - Myślałem że mój syn jest idiotą, ale najwidoczniej bierze przykład z najlepszych źródeł. Jak dziewięciolatek - mocny oddech i dobry węch zmusiły go do zrobienia dwóch kroków w tył. Pokręcił głową w niedowierzaniu i zaczął bawić się drewnianym patykiem obracając go palcami. Mikel w tym czasie cierpliwie łapał równowagę, by utrzymać się w pozycji wertykalnej - Wypad do łazienki. Tam jest prysznic i nie waż się wrócić w tych samych szmatach. Możesz stać na nogach więc myślę że jesteś w stanie to zrobić... dla nas wszystkich. I ze dwóch najbliższych pokoleń, które będą musiały tu rezydować. Cuchniesz tak, jakbyś tulił się do zdziczałego, zarobaczonego psa codziennie tarzającego się we własnym gównie i... - nieobecny, mimowolny uśmiech Mikela sprawił, że lekarz usiadł na swoim biurku. Złapał patyk i wyprostował rękę, końcem wskazując na chłopaka - żartujesz, prawda? przecież nawet wy nie możecie być aż tak... nie, oczywiście że nie żartujesz - schował twarz w dłoniach, żałując swoich niedawnych słów o zbyt długim okresie nudy.
- Daruj. Proszę - Mikel niemal od wejścia unikał kontaktu wzrokowego z lekarzem. Był za to skoncentrowany na stojącym w  kącie pomieszczenia zrobionym z rurek, niezbyt wygodnym łóżku pokrytym już brudnym od kurzu i krwi białym prześcieradłem, na którym leżała Ino. Oddychała dosyć szybko, ale miarowo, mając obandażowaną głowę i twarz zwróconą w kierunku ściany. Złamana ręka, będącą już w gipsowym usztywnieniu, leżała wyprostowana na jej boku. Dalej w tych samych rzeczach, które miała na sobie podczas ataku - Co z nią? - pierwszy raz od wejścia uniósł głowę i spojrzał na lekarza. Słowa które udało mu się wyartykułować brzmiały tak jak on się czuł - słabo.
- Jest zdecydowanie lepiej niż mogło być - westchnął i rzucił patyk na biurko - Może i jesteś idiotą, ale wygląda na to że żyje tylko dzięki tobie - Z rogu pomieszczenia dobiegł ich cichy szloch. Mikel momentalnie odwrócił głowę w jego kierunku, a jego twarz poszarzała jeszcze trochę - i... odzyskała już przytomność. 
- Ja... pójdę... przestać śmierdzieć - Łowcy zrobiło się miękko w nogach. Chciał możliwie jak najdłużej uniknąć kontaktu z Ino. Nie chciał, żeby zobaczyła go w takim stanie, w jakim był w tej chwili. Było w tym trochę dumy i trochę strachu, a psychiczny uraz który wynikał z ich przerwanego, burzliwego związku zderzał się boleśnie ze wspomnieniami uczuć. Drzemały one niespokojnie a zdrowy rozsądek który Mikel zamontował na stałe w miejsce wewnętrznej pustki stawał na rzęsach, by nie narobić niepotrzebnego hałasu. Często za pomocą metaforycznego kija baseballowego w fizycznej, płynnej postaci dostarczanej do ust. W tej chwili czuł się zagrożony.

Mikel ruszył chwiejnym krokiem w stronę korytarza, mającego doprowadzić go do łazienek. Kiedy tylko do niego doszedł, jego ręka powędrowała do ściany, szukając punktu podparcia. Przeszedł tak jakieś trzy metry ciągnąć za sobą ślad brudu i krwi na białych płytkach. Widząc to, lekarz westchnął i skinął synowi niewerbalnie prosząc o interwencję. Był pewien, że chłopak przeżyje prysznic. Wątpliwości występowały tylko w kwestii, czy nie zemdleje w drodze do niego. Samuel pokręcił głową i truchtem podbiegł do przyjaciela
-Zamierzasz iść z tym? - złapał jego plecak i potrząsnął nim sprawiając, że Mike prawie upadł. Ściągnął ramiona do tyłu pozwalając pakunkom zsunąć się z jego barków. Były na tyle ciężkie, że zaskoczony Samuel niemal pozwolił mu się rozbić o podłogę. Mikel poczuł znów przyjemną lekkość, od której zdążył już się odzwyczaić. Plecak jest jak... garb, część ciała. I jest źle, jeśli jest lekki.

Łazienka była, tak samo jak całe skrzydło szpitalne, wyłożone białymi kaflami upstrzonymi żółtymi naciekami w miejscach, gdzie przez lata miały kontakt z wodą. Była niewielka, ale znajdowało się w niej wszystko, co trzeba - kabina prysznica, umywalka z wiszącym nad nią smutnym kawałkiem lustra rozbitego już od kilku lat, muszla skłaniająca do filozoficznych przemyśleń i bidet. Mikel zaczął zrzucać z siebie rzeczy. Było to... trudne, zważywszy na to że wszystko było przesiąknięte stężałą już krwią i nieprzyjemnie przywarło do skóry. Był tak zmęczony, że przy ściąganiu spodni stracił równowagę i niemal przypłacił to rozbiciem głowy o ścianę. Ignorując wkurzający śmiech Samuela usiadł, rozebrał się do końca i wlazł do kabiny z prysznicem - Możesz już sobie iść. Postaram się nie utopić - powiedział do przyjaciela
- Starałeś się też nie robić głupich rzeczy - Przeczesał włosy palcami i zgarnął je za ucho - pamiętając o tym co się działo przez ostatnie dwa dni ciężko mi się nie niepokoić. Fiucie - Usiadł pod ścianą i zaczął wygrzebywać nożem syf spod paznokci.
- To nie do końca zależało tylko ode mnie - Mikel ścisnął pięść i natychmiast ją rozluźnił, czując nagłe ukłucie. Spojrzał na swoją dłoń a zerwany paznokieć oklejony dookoła warstewką krwawego błota przywitał się przytępiającym czucie w ręce, obrzydliwym z wyglądu bólem - Kurwa - szepnął sam do siebie. Samuel nie odpowiadał mu dłuższą chwilę.
- Wiesz, że uratowałeś jej życie?
- Wiem - Odkręcił kurek
Woda, przyjemnie gorąca i rozluźniająca mięśnie ściekała po jego ciele ściągając ze skóry brud, pył i krew. Skierował strumień na swoją głowę, opierając się rękoma o ścianki prysznica, zamykając oczy i chłonąc ciepło. Woda docierająca do syfonu była początkowo ciemnobrązowa, później klarując się do różu - zaschnięta krew schodziła najciężej. Stał tak kilka minut bez ruchu nim sięgnął po proste, szare mydło. Przesiąknięty opatrunek zdążył już się obluzować i zsunąć - rzucił go na ziemię. Rana otworzyła się na nowo a krople rozwodnionej krwi rytmicznie zabarwiały płytki pod stopami. Zakręcił wodę, namydlił się dokładnie i usiadł. Zaczął myśleć, pozwalając pianie wyżreć brud wtarty w skórę. Ostatnie godziny były dziwne. Taka sytuacja nigdy nie powinna była się wydarzyć. No i trzy dni na powierzchni? To była długa wyprawa. Może nie najdłuższa ze wszystkich, ale nadal coś. Na pewno podczas niej zdarzyło się zbyt wiele głupich przypadków, kretyńskich błędów których można było prosto uniknąć. Były... niebezpieczne. Do tej pory wszystkie wypady w teren były nie tylko owocne, ale też bezproblemowe. Przestali uważać, za to niepotrzebnie ryzykowali. Głupota, głupota, totalny idiotyzm. Nawet w tych pieprzonych kanałach mogli skończyć jak... - otworzył oczy, przypominając sobie o gładko ogryzionym przez szczury szkielecie jakiegoś nieszczęśnika. I o jego notatniku, który został w kieszeni zapaskudzonej kurtki. Rana, do której dostało się mydło zaczęła szczypać. Wstał i zmył z siebie wszystko, co zostało. Po raz pierwszy od kilku dni poczuł się czysty. Usłyszał szelest, a ręcznik przerzucony nad kabiną znalazł się na jego twarzy.
- Trzymaj. Mike?
- Co?
- Nie zrobisz nic głupszego niż zwykle, prawda?
- Nie wiem o co ci chodzi
- O nią
- Nie - wytarł się i zawiązał ręcznik w pasie - Na pewno nie.
- Dobra. Idę do siebie. Plecak zostawię ci obok łóżka. Klucze masz w tej kieszeni co zawsze?
- Ta. Widzimy się później - Mikel zaczekał aż kroki Samuela ucichną i wyszedł z kabiny. Przyklęknął przy kupce śmierdzących rzeczy i wygrzebał kurtkę, wyciągając owinięty w szmatkę notatnik. Krew przesiąknęła i do niego, zlepiają brzegi stron. Otworzył go i przekartkował - na szczęście materiał zatrzymał większość.  Samuel pomyślał o wszystkim; drelichowy plecak który znaleźli w kanałach leżał pusty obok ubrań. Notatnik włożył tam gdzie go znalazł - przedniej kieszeni. Brudy najostrożniej jak potrafił wrzucił do głównej komory, ale i tak, mimo starań, musiał po wszystkim umyć ręce. Wyszedł z łazienki i usiadł obok lekarza starając się utrzymywać ręcznik w najmniej krępującym położeniu.
- Zęby? - ojciec Samuela wskazał na ranę na ręce z której nadal ściekała krew
- Nie, pazur
- Naprawdę, masz więcej szczęścia niż rozumu, gówniarzu. Od miesiąca nigdzie nie ma nic przeciwko wściekliźnie i boję się, że raczej się nie znajdzie. Swoją drogą, zasłużyłeś na te zastrzyki - przysunął się bliżej i zaczął oglądać ranę. Nie wyglądała tak źle, ale szwy były konieczne.
- Takie przyjemne?
- Koniecznie musisz spróbować. Najwięksi twardziele płaczą ze szczęścia. A teraz nie drzyj się bo ona śpi - wbił igłę ze Szczepionką a nieprzygotowany Mikel zdusił w sobie kwiknięcie z bólu. Kilka chwil później było po sprawie, a Łowca zaczynał się przyzwyczajać do nienaturalnego ściągnięcia skóry. Starał się nie napinać mięśni - rana była zszyta dosyć mocno, a każdy gwałtowniejszy ruch powodował wrzynanie się szwów w ciało. W czasie opatrywania na życzenie ojca Samuela opowiedział co się działo na powierzchni - No to naprawdę dziwne, że tylko rękę ci rozorał i narobił siniaków.
- Prawda. To wszystko?
- Mogę i jeszcze podmuchać na skaleczenia jak bardzo chcesz. Wypad - mrugnął

Mikel zbierając się podszedł do łóżka i pochylił się nad Ino. Spała, oddychając spokojnie i głęboko, a on stał tylko i obserwował dłuższą chwilę.
- Nie. Na pewno nie zrobię - uśmiechnął się i wyszedł zarzucając sobie plecak na ramię