Mniej więcej w połowie papierosa
pojawił się Samuel. Biegł niemal sprintem, a kilka metrów od
siedzących Mikela i Ino zwolnił, przechodząc do truchtu i w końcu
marszu. Kawałek za nim był Niko i Nina, Nomadka dzierżąca kuszę.
Wszyscy byli zdezorientowani sytuacją, jaka ich powitała. W
szczególności Samuel, który przeklął niesłyszalnie. Jako jedyny
zdawał sobie sprawę, co to wszystko znaczy dla jego przyjaciela.
Nikolai podszedł do leżącego truchła i trącił je czubkiem buta.
Krew z rozdartego gardła już prawie nie ciekła. Z rozwartego pyska
pokrytego pianą mieszaniny posoki i śliny wywalony był długi,
czarny jęzor; widoczne oko psa było szeroko rozwarte i wyrażało
tak zaskoczenie, jak i ból. Jego głowa topiła się na parę
centymetrów w krwawym błocie. Pokiwał głową z uznaniem i w
końcu zwrócił uwagę na Mikela, który wystrzelił palcami
niedopałek papierosa w ciemność. Od razu wychwycił nienaturalne
unikanie ruchu lewej ręki chłopaka, ale zdecydowany był się w to,
przynajmniej na razie, nie mieszać. Nina za to zajęła się ranną
Ino, wyczarowując znikąd zestaw bandaży, opatrunków, a nawet
środki dezynfekujące. Delikatnie przemyła jej głowę, a później
poocierane dłonie.
- Chciałabym... - podczas bandażowania
Ino uniosła głowę i wbiła wzrok w Mikela. Uśmiechała się
lekko.
- Nie. - przerwał sucho sprawiając,
że nawet kropka była słyszalna. Widać po nim było, że nie chce
kontynuować „rozmowy”.
- Ale... - uśmiech wyparował, oddając
pole zagubieniu.
- Ani słowa więcej – stwierdził
delikatnie, ale wyraźnie akcentując każde słowo. Zrobił to z
delikatnym uśmiechem człowieka, który założył maskę.
- Mikel, ja... - spróbowała dotknąć
Mikela, ale ten natychmiast odsunął się poza jej zasięg.
- Ani słowa! - krzyknął z
wściekłością. Zaskoczona wybuchem Nina upuściła bandaż, ale
zdołała go złapać przed upadkiem na ziemię. Mikel zerwał się
gwałtownie z ziemi i zrobił krok do przodu. Za szybko. Zachwiał
się i będąc bliskim omdlenia, pochylił się, podpierając rękami
o uda. Widząc co się dzieje z jego przyjacielem, Samuel położył
mu dłoń na ramieniu, próbując go podtrzymać, ale Mikel
natychmiast ją strącił – Ani słowa... - szepnął wystarczająco
głośno, by każdy usłyszał. Mroczki przed oczami przeszły i
odzyskał równowagę, stając pewniej na nogach. Dalsze zakładanie
opatrunków odbyło się w całkowitej ciszy, kiedy to Mikel kilka
metrów dalej łaził w kółko nie potrafiąc znaleźć sobie
miejsca
-Dziękuję – szepnęła do Nomadki i
rozpłakała się.