Samuel oparł się o głaz i splótł ręce na piersiach. Ze spokojem człowieka wiedzącego co się zaraz
wydarzy obserwował swojego przyjaciela chodzącego w kółko z trupim wyrazem
uwalonej psią krwią twarzy, co chwilę zerkając na Ino. Widział, co się dzieje w
głowie jego przyjaciela. Zamknął oczy i pozwolił wrócić obrazom Mikela
snującego się bez celu po korytarzach schronu, zataczającego się od nadmiaru
promili we krwi od alkoholu którego cholera wie skąd i od kogo wytrzasnął. Wiecznie
posiniaczonego od upadków związanych z personalnymi zaburzeniami grawitacji.
Włóczącego się z Karawanami byle tylko wyleźć, ruszyć się, robić cokolwiek. Z
Mikelem wtedy było zawsze ekstremalnie – albo nie trzeźwiał przez kilka dni z
rzędu, albo pracował bez przerwy dzień i noc. Nierzadko jednocześnie. Trwało to
miesiąc i zakończyło się potężnym ciosem w zęby sprezentowanym przez Samuela,
podczas regularnej bójki którą wywołało jedno nieprzyjemne słowo za wiele.
Kłótnia, którą wywołał musiała się tak skończyć, tym bardziej że z własnej woli
(i mimo ostrzeżeń od Mikela) wjechał w sferę najbardziej dla niego bolesną. I,
mimo że chodziło o powód staczania się tego drania, nie pozwolił o niej złego
słowa powiedzieć. Następnego dnia
przyszedł przeprosić. W Mikelu coś pękło, rozrywając go do końca, ale
jednocześnie pozwalając w dalszej perspektywie na powolne gojenie się ran. Schlali
się obaj tak, że rzygali cały następny dzień. I zdecydowali się na zmiany,
których obaj chcieli. Tak naprawdę był jedynym, który był Mikelu kiedy on tego
naprawdę potrzebował. Nie dałby rady sam z tego gówna wyjść. Pieprzony idiota, przecież widzisz w tym jakiś sens? –
Samuel usłyszał czyjś głos wewnątrz własnej czaszki. Zaskoczony otworzył oczy i
rozejrzał się wokół. Oczy Nikolaia były w niego wbite i widocznie oczekujące
odpowiedzi.
- Co?
- Wiesz, o co tutaj chodzi?
Samuel przytaknął i odwrócił głowę w stronę Mikela –
Poczekaj, wyjaśnię ci później. Albo sam zobaczysz, jeśli będziesz miał
wystarczająco dużo cierpliwości – Podrapał się po potylicy. Poczuł pył i brud wdzierające
się pod jego paznokcie i obrzydzenie wynikające z tego nieprzyjemnego faktu.
- Co z nią? – odezwał się Mikel po dłuższej przerwie i
kolejnym wypalonym papierosie. Podszedł bliżej siedzących dziewczyn i przyjrzał
się opatrunkom założonym Ino przez Nomadkę. Rozpaczliwie szukał jej imienia w
pamięci. Nie znalazł.