Zeszła z jego stóp
i chwyciła za rękę. Była na niego zła, owszem. Zachował się w końcu jak ostatni, nieodpowiedzialny dupek. Ale, jednocześnie, była szczęśliwa. W końcu wrócił w jednym kawałku, a po tym co zdążyła usłyszeć umierała ze strachu. Psy nocne pozbawiły życia już kilku Szczurów i jednego strażnika. Poza tym - z roku na rok wydają się coraz śmielsze i bardziej bezczelne. Nie do wyobrażenia było kiedyś, by chociaż zbliżały się do schronów. Boją się przecież światła, które kojarzy się im jednoznacznie z bólem powodowanym przez promienie słoneczne. Jednego była pewna - będą jeszcze z nimi problemy. Tylko nie do końca wiedziała, dlaczego. Ścisnęła dłoń Sama, by się upewnić, czy na pewno jest. Znając swojego chłopaka i jego przyjaciela, była niemal pewna że to ten drugi był ranny. Ale niepokój i tak był tak intensywny, że przez te dwie godziny biegała po całym schronie mając bryłkę lodu w gardle.
Drzwi na samym
końcu korytarza otworzyły się i wyszedł z nich starszy, długowłosy człowiek w
rozpiętej koszuli i obwieszony koralikami. Skrzynkę którą miał w rękach
postawił delikatnie na podłodze i zamknął zamek na klucz, który później przypiął do
boku spodni. Przeciągnął się i, z lekkim trudem, podniósł pudło. Dogonił
wlokącą się parkę i zrównał z nimi.
- O, a co tu robi
strażnik z najlepszym tyłkiem w K-4? - Uśmiechnął się szeroko i mrugnął do Emmy.
- Przyszłam po
swojego szczurka, Tom - odwzajemniła uśmiech i objęła ramię człapiącego swoim tempem Samuela. Świat nadal mu nieprzyjemnie wymykał się spod stóp, ale szedł w miarę prosto i bez niczyjej pomocy. Nie lubił tego stanu, tuż za delikatną granicą, za którą dostawało się drętwoty języka i myśli. Nie lubił przy świadkach w każdym razie. Trochę żałował że po prostu nie wziął butelki do swojego pokoju na poziomie mieszkalnym. Wtedy mógłby się zalać w trupa a nie udawać, że wcale tego nie chce i musi być ogarnięty. To by rozwiązało wiele problemów, między innymi ominęłoby go dalece traumatyczne pionowe piętnaście metrów schodami w dół, które czekają go w przeciągu najbliższych kilku minut. A wszystko przez to, że sam, z własnej woli, podjął się załatwienia formalności na górze. Musiał zdać relację z ostatniego wyjścia i dać do wyceny przedmioty, które ze sobą przywlekli. A to najlepiej robi się przy wódce.
-Ten tutaj wygląda na troszkę chorego, nie wiadomo ile jeszcze pociągnie. Nie myślałaś nad rozszerzeniem hodowli?
-Nie w twoim życiu, misiek. Ten jest wyjątkowo wytrzymały, nawet jak na gryzonia. Co tam niesiesz? - kiwnęła głową w stronę skrzynki
-Sam pewnie doskonale wie, co.
-Szczęście w płynie - wybełkotał Samuel
-No proszę, zuch chłopak. Niesamowite że potrafi jeszcze coś powiedzieć po naszej posiadówce - wybuchnął śmiechem, delikatnie kopiąc pod ścianę pusta butelkę, która leżała na drodze - Skrzynkę eliksiru szczęścia. Dla karawany, chłopaki się dopominają więcej, ale w tej chwili nie ma. Robi się, a to cudo wymaga czasu i uczucia. Moje wspaniałe skarby - Podniósł skrzynkę wyżej i sprezentował jej soczystego buziaka.
-