"Na urodziny dostałem najpiękniejszy prezent o jakim mogłem
tylko marzyć i największy wpierdol w swoim życiu. Pierwsze od ojca, drugie od
tej bandy zawszonych debili, myślących że jak mają mięśnie to mogą wszystko. Do
tej pory, mimo że minęło kilka godzin, boli mnie większość ciała i kilka razy rzygnąłem
do kubła. Pieprzyć ich, dostałem własną książkę do napisania i kilka ołówków.
Dwa z nich nawet nie są naostrzone! Kartki są prawie zupełnie gładkie, mimo że
żółte, i dosyć sztywne. Chyba coś na
nich kiedyś było, ale znikło z czasem.
Chyba mam dosyć. Muszę stąd uciec, bo mnie zabiją jak
resztę. Nie da się tego inaczej określić, ta banda wszystkich chce pozbawić
życia, tak jak oni sami są martwi. Bez marzeń, bez wiary, egzystując dzień za
dniem żrąc mech i pieczarki, będąc szczęśliwym, gdy się zdarzy złapać szczura.
Chcą żebym tak jak oni błąkał się bez celu po kanałach, siedział na dupie albo
najlepiej zbierał chrust na opał. Kurwa, nie. Mam już szesnaście lat, a oni
nadal traktują mnie jak dziecko, które buntuje się tylko by zrobić innym na
złość. Nie porzucę ani swoich marzeń, ani książek. To że oni nie potrafią
czytać nie daje im prawa by mówić, że to co robię jest bez sensu. Prawda jest taka, że oni stracili sens życia,
zmuszają się do każdego oddechu, do każdego dźwignięcia powiek. Do każdego
ruchu, kęsa, łyku wody. Zapomnieli już jak to jest wierzyć w coś, zapomnieli
opowieści swoich dziadków. Ja pamiętam i wierzę. Nie, nie wierzę, ja wiem, że
są prawdziwe. Muszą być, tylu różnych ludzi opowiadało to samo, że to nie może
być bajka. One istnieją i to JA je znajdę. Do tej pory tylko myślałem, czas
zacząć działać. Zacznę spisywać wszystko, co o nich usłyszę, wyjście teraz, w
tej chwili, ucieczka, jest bez sensu. Tylko dam się zabić jak któremuś z tych
idiotów szukających szczęścia na zewnątrz. Nie jestem samobójcą
Mogą się ze mnie szydzić, mogą mnie bić. Ale nie stanę się
taki jak oni. Wytrzymam."