Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)

Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu

Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Interwał IV (VI)


Zeszła z jego stóp i chwyciła za rękę. Była na niego zła, owszem. Zachował się w końcu jak ostatni, nieodpowiedzialny dupek. Ale, jednocześnie, była szczęśliwa. W końcu wrócił w jednym kawałku, a po tym co zdążyła usłyszeć umierała ze strachu. Psy nocne pozbawiły życia już kilku Szczurów i jednego strażnika. Poza tym - z roku na rok wydają się coraz śmielsze i bardziej bezczelne. Nie do wyobrażenia było kiedyś, by chociaż zbliżały się do schronów. Boją się przecież światła, które kojarzy się im jednoznacznie z bólem powodowanym przez promienie słoneczne. Jednego była pewna - będą jeszcze z nimi problemy. Tylko nie do końca wiedziała, dlaczego. Ścisnęła dłoń Sama, by się upewnić, czy na pewno jest. Znając swojego chłopaka i jego przyjaciela, była niemal pewna że to ten drugi był ranny. Ale niepokój i tak był tak intensywny, że przez te dwie godziny biegała po całym schronie mając bryłkę lodu w gardle.

Drzwi na samym końcu korytarza otworzyły się i wyszedł z nich starszy, długowłosy człowiek w rozpiętej koszuli i obwieszony koralikami. Skrzynkę którą miał w rękach postawił delikatnie na podłodze i zamknął zamek na klucz, który później przypiął do boku spodni. Przeciągnął się i, z lekkim trudem, podniósł pudło. Dogonił wlokącą się parkę i zrównał z nimi. 
- O, a co tu robi strażnik z najlepszym tyłkiem w K-4? - Uśmiechnął się szeroko i mrugnął do Emmy.  
- Przyszłam po swojego szczurka, Tom - odwzajemniła uśmiech i objęła ramię człapiącego swoim tempem Samuela. Świat nadal mu nieprzyjemnie wymykał się spod stóp, ale szedł w miarę prosto i bez niczyjej pomocy. Nie lubił tego stanu, tuż za delikatną granicą, za którą dostawało się drętwoty języka i myśli. Nie lubił przy świadkach w każdym razie. Trochę żałował że po prostu nie wziął butelki do swojego pokoju na poziomie mieszkalnym. Wtedy mógłby się zalać w trupa a nie udawać, że wcale tego nie chce i musi być ogarnięty. To by rozwiązało wiele problemów, między innymi ominęłoby go dalece traumatyczne pionowe piętnaście metrów schodami w dół, które czekają go w przeciągu najbliższych kilku minut. A wszystko przez to, że sam, z własnej woli, podjął się załatwienia formalności na górze. Musiał zdać relację z ostatniego wyjścia i dać do wyceny przedmioty, które ze sobą przywlekli. A to najlepiej robi się przy wódce.
-Ten tutaj wygląda na troszkę chorego, nie wiadomo ile jeszcze pociągnie. Nie myślałaś nad rozszerzeniem hodowli?
-Nie w twoim życiu, misiek. Ten jest wyjątkowo wytrzymały, nawet jak na gryzonia. Co tam niesiesz? - kiwnęła głową w stronę skrzynki
-Sam pewnie doskonale wie, co.
-Szczęście w płynie - wybełkotał Samuel
-No proszę, zuch chłopak. Niesamowite że potrafi jeszcze coś powiedzieć po naszej posiadówce - wybuchnął śmiechem, delikatnie kopiąc pod ścianę pusta butelkę, która leżała na drodze - Skrzynkę eliksiru szczęścia. Dla karawany, chłopaki się dopominają więcej, ale w tej chwili nie ma. Robi się, a to cudo wymaga czasu i uczucia. Moje wspaniałe skarby - Podniósł skrzynkę wyżej i sprezentował jej soczystego buziaka.


-    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz