
Witaj w świecie postpandemicznych, spalonych słońcem pustkowi, gdzie natura przybrała kolory brązu i czerwieni a ludzkość podzieliła się na trzy nierówne części: tych, którzy żyją w podziemnych schronach, Nomadów i Ludzi Nowej Ery. Z dala od spopielających promieni słonecznych, marząc o odzyskaniu powierzchni za dnia, ludzie opowiadają baśnie o miejscach, w których zieleń jeszcze istnieje. Opowieści o Szklanych Ogrodach, ostatnich odpryskach Edenu. I pieczarkach.
Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)
Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu
Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.
czwartek, 16 czerwca 2011
Interwał III (VI)
-Czujesz to? - Szepnął Mikel rozglądając się wokół siebie. Dobrze znajome poczucie zagrożenia go nie opuszczało.
-Tia. Myślę że znowu będziemy biegać – westchnał ciężko i wskazał na horyzont po swojej lewej stronie – Tamte chmury nie wyglądają zabawnie.
-Myślisz że... - Mikel jęknął. Miał zdanie na ten temat i zdecydowanie wolał usłyszeć coś innego.
-Myślę że powinniśmy się pośpieszyć – Ich kroki zgęstniały. Jak to mówią? Cisza przed burzą?
Po dobrej godzinie ciągłego marszu dotarli do pierwszych, peryferyjnych zabudowań. Wyglądały upiornie – ciemne, ciche, zniszczone. Bez życia, które je opuściło dawno temu. Dom z cegły powoli się sypał, zapuszczony i nękany tak piaskiem, jak i upływającym czasem. Każda wolna przestrzeń została zajęta przez rosnącą, bezlitosną pustynię. Kluczyli między murami, wyobrażając sobie, jak się żyło przed Upadkiem na powierzchni.
-Wiesz ze kiedyś było tysiące takich miast? Może nawet tutaj było zielono... - Samuel zatopił się w myślach. Każda z nich był całkiem przyjemna – powierzchnia bez piasku, rośliny, rodzina, brak ścisku i pieczarek. Życie wtedy jawiło mu się jak utracony raj, z którego ludzkość została brutalnie przepędzona do podziemnych schronów.
-Tylko mi się nie rozczulaj. Spadamy stąd, nie wiadomo co tutaj siedzi. I jest kurwa za cicho – Przeskoczył przez kupkę gruzu. Tyle zostało ze słabej ściany ceglanego domu, który musiał być stary nawet wtedy, kiedy miedzkali w nim ludzie. W porównaniu z nim reszta trzymała się całkiem nieźle. Szli czymś, co mogło być główną drogą. Była zasypana i niewidoczna, ale budynki znajdowały się po obu stronach, tworząc aleję. Nie nieli najmniejszej ochoty dłubać i szukac fantów w tej dziurze, więc wyjście z niej nie zabrało im dużo czasu. Cały czas czuli się dziwnie, jakby ktoś wbijał im wzrok w plecy. Obracali się raz po raz, ale niczego ani nkogo nie potrafili wychwycić. W momencie, gdy już mijali ostatni budynek, pogoda zmieniła się. Wiatr pojawił się nagle i ze zdumiewającą siłą. Drobinki piasku atakowały ich wbijając się w twarze, więc natychmiast zawiązali chusty. Nie dało rady, musieli zawrócić i przeczekać. Głupotą byłoby iść dalej mając naprzeciw siebie ścianę latającego pyłu ostrego jak kawałki szkła.
-Znowu kurwa musimy czegoś szukać! – wrzasnął Mikel starając się przekrzyczeć wiatr. Było coraz głośniej i nieznośniej. W odpowiedzi Samuel pociągnął go w stronę najbliższego domu, który wyglądał w miarę solidnie. Drzwi były wywalone i leżały w drzazgach, trochę już przysypane. Szkło w oknach było powybijane, więc musieli znaleźć kryjówkę głębiej. Po chwili poszukiwań znaleźli wejście do piwnicy. Zeszli do niej, nie mając lepszego pomysłu na dalsze działanie. Byli cholernie niespokojni odpalając latarki. Kidy było już za póno na odwrót, zauważyli masę lezacych pod ścianą pakunków a coś poruszyło się za ich plecami. Znajomy, metaliczny trzask odbezpieczanego kurka rewolweru sparaliżował strachem.
-Dzień dobry, nazywam się David a to Andrei. Wy, jak mniemam, jesteście idiotami i jeżeli się ruszycie, to was najzwyczajniej w świecie zastrzelimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz