
Witaj w świecie postpandemicznych, spalonych słońcem pustkowi, gdzie natura przybrała kolory brązu i czerwieni a ludzkość podzieliła się na trzy nierówne części: tych, którzy żyją w podziemnych schronach, Nomadów i Ludzi Nowej Ery. Z dala od spopielających promieni słonecznych, marząc o odzyskaniu powierzchni za dnia, ludzie opowiadają baśnie o miejscach, w których zieleń jeszcze istnieje. Opowieści o Szklanych Ogrodach, ostatnich odpryskach Edenu. I pieczarkach.
Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)
Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu
Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.
sobota, 4 czerwca 2011
Interwał II (XXII)
Sam został popchnięty do przodu, co bez używania zbędnych słów zasugerowało mu, że ma wchodzić pierwszy. Mikel, będąc jakby w innym świecie, bezceremonialnie kopnął szczura, który wydawał się rozsądniejszy od reszty. Nie rzucił się bowiem na resztę gryzoni, tylko ruszył w pogoń za Łowcami. Koniec końców rozbił się głucho o betonową ścianę tunelu. Obserwując jego lot katem oka dostrzegł, że kilka innych też biegnie w ich stronę. Wskoczył na drabinę i zaczął się wspinać do bunkra. Nawet nie poczuł, kiedy jeden ze szczurów wbił zęby w jego but prawie go przebijając, by zostać z paskudnym chrupnięciem przetrącanego kręgosłupa rozgniecionym o metalowy szczebel. Bez czucia otworzył pyszczek i spadł z prawie dwóch metrów z nieprzyjemnym pacnięciem o grunt.
Samuel czekał na przyjaciela nad włazem, z wyciągnięta ręką. Mikel chwycił ją i podciągnął się, siadając na betonie i mając nogi zwisające obok drabiny. Przesunął się kawałek dalej, przeciągając gruby właz na miejsce, zamykając kanały. Odrzucił plecak, położył się na plecach i zaczął dziko, wręcz szaleńczo śmiać. Dawno nie czuł się tak... tak kurewsko żywy. Teraz to wszystko, co się zdarzyło kilka, kilkanaście metrów niżej wydawało mu się kiepskim żartem. A jednocześnie komicznym do granic przyzwoitości. Los sobie zakpił z nich w sposób niezwykle okrutny, ale on za to zakpił ze śmierci. W tym wypadku mającej postać skłębionej gęstwiny futra, ostrych, drobnych zębów i nagich ogonów. Zamknął zawilgotniałe oczy i śmiał się, czasami przerywając to kaszlem. Po dłuższej chwili Samuel usiał Mikelowi na klatce piersiowej i dał otwartą dłonią w pysk, aż echo poniosło się po pomieszczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz