Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)

Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu

Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.

środa, 15 czerwca 2011

Interwał III (V)

Noc była chłodna, praktycznie bezwietrzna i cholernie ciemna przez chmury, które odgrodziły powierzchnię od światła gwiaz i księżyca. Były gęste, ale brak ruchu powietrza wykluczał deszcz. Szli obok siebie, grzęznąc w pasku i potykając się o własne nogi. Byli zmęczeni, ale nie fizycznie. Byli zmęczeni powierzchnią, oddaleniem od domu i ciągłym ruchem w nieprzyjaznym otoczeniu. Woleli nie odpalać latarek ze względów bezpieczeństwa. Mieli przy sobie sporo wartościowych przedmiotów przy nikłej szansie obrony przed jakimkolwiek atakiem. Badyl został ze szczurami, noże były mało skuteczne. W razie czego mogliby liczyć tylko na rewolwer, do którego nie mieli amunicji. Broń palna, nie ważne czy naładowana czy nie, zawsze potrafiła być pewną kartą przetargową w transakcjach typu "dobytek albo życie". Tak, to nie zwierzęta czy infekcja były najpoważniejszym zagrożeniem, tylko ludzie. Żyli w trudnych czasach które stworzyły trudne społeczności. Poza schronami, na powierzchni prócz nich na pewno był ktoś jeszcze. Najlepsze co mogło ich spotkać, to nie zawsze przyjaźnie nastawieni Nomadzi, w szczególności gdy przypadkiem odkryjesz ich stacje przeładunkowe czy dzienne kryjówki. Ci handlarze bywali bezwzględni i nieludzcy. Tak samo jak bywali inni wobec nich. Woleli także nie spotkać na swojej drodze innych Łowców, z dwóch powodów. Pierwszy, praktyczny: dobry zwyczaj kazał dzielić się łupami z tymi mającymi mniej szczęścia. Drugi, główny i łączący się z pierwszym: Zbieracze głównie składali się ze schronowych przestępców, ludzi bezwzględnych, pozbawionych zasad albo wszystkiego. Stanowili potencjalne zagrożenie i i Samuel, i Mikel, zdawali sobie z tego sprawę. Nie lepiej byłoby zostać zauważonym przez tych, którzy żyli na powierzchni. Nierzadko głodujący, zdesperowani, samotni. Była to ciężkostrawna mieszanka dające nikłe rokowania na współpracę. O trafieniu na Nowych woleli nawet nie myśleć. Tak więc szli w ciszy, mając zasięg widzenia tylko na kilka metrów w każdym kierunku. Przyjaciół i ich cel reprezentowały dwa czerwone punkty: latarnii pokazująej położenie K4 i zapalony papieros (i czasami błyskająca na chwilę latarka czołowa). Mieli nadzieję, ze się rozpogodzi, bo Mike już zarył raz twarzą w piasek.
-Z mapy wynika że najkrótszą drogą przetniemy jakąś wiochę. Okrążamy to gówno czy ryzykujemy? A tak poza tym mógłbyś mnie ostrzegać przed kamieniami kiedy czytam mapę – Złapał równowagę, prawie ją upuszczając. Niedopalony papieros upadł w piasek, oblepiając się jego drobinkami.
-To się zatrzymaj. A jeżeli chodzi o tą dziurę, to myślę że wyczerpaliśmy nasze wspólne zasoby niefarta na jakiś czas. Byle szybciej, Mike – Złapał go za plecak nie pozwalając upaść po raz kolejny. Bolały go stopy i odezwało się pokłute udo. Lekko przez to utykał.
-Też tak myślę. Rzygam już tym piaskiem – splunął w peta. Trafił zaraz obok, więc ze złością zasypał go piaskiem i gwałtownie przydeptał.
-To trzeba było go nie żreć – wsunał rękę pod koszulkę i zaczał się drapać po klatce piersiowej. I tak sporo czasu mineło nim zaczęło go swędzieć.
-Coś się dowcipny zrobiłeś ostatnio – spojrzał na niego spode łba.
-Stwierdziłem że moje życie i tak jest kurwa komedią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz