
Witaj w świecie postpandemicznych, spalonych słońcem pustkowi, gdzie natura przybrała kolory brązu i czerwieni a ludzkość podzieliła się na trzy nierówne części: tych, którzy żyją w podziemnych schronach, Nomadów i Ludzi Nowej Ery. Z dala od spopielających promieni słonecznych, marząc o odzyskaniu powierzchni za dnia, ludzie opowiadają baśnie o miejscach, w których zieleń jeszcze istnieje. Opowieści o Szklanych Ogrodach, ostatnich odpryskach Edenu. I pieczarkach.
Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)
Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu
Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.
wtorek, 14 czerwca 2011
Interwał III (IV)
-Zbyt często o tym zapominasz, stary. To nie był pierwszy raz, a doskonale sobie zdajesz sprawę ile od tego płynnego gówna zależy – chwile obracał w palcach szklaną ampułkę w której znajdował się specyfik, po czym wcisnął ją na odpowiednie miejsce w pojemniczku – Kiedyś nie weźmiesz tego o raz za dużo – Spojrzał na Sama z wyrzutem. A to podobno on jest nieodpowiedzialny i ryzykuje niepotrzebnie życiem.
- Tia, już mi nie matkuj. Pamiętaj za siebie i będzie w porządku. I tak bym to zrobił – Nie był pewien swoich słów. Mikel miał rację, ale przecież tego nie przyzna. Wolał mieć swojego przyjaciela i jego ego pod niewielką kontrolą. Dla dobra ich wszystkich – no, czas się zbierać. Mam dosyć tego miejsca, ciebie, kanałów, piasku i jeszcze ciebie. Muszę odpocząć, a nie zrobię tego nie dostając się wcześniej do domu. Rusz więc z łaski swojej swoja przerośniętą dupę.
-Mhm – Mikel odpoczywał pod ścianą, w praktycznej ciemności. Jego reflektor powolutku dogasał, dając wystarczająco dużo światła by się nie wypieprzyć na pysk przez jakieś gówno leżące na ziemi, ale za mało by było cokolwiek więcej widać. Nastąpił metaliczny trzask odpalanej zapalniczki, a niewielki płomień na chwilę oświetlił siedzącą w kucki sylwetkę. Ogień odbił się krótkim błyskiem w oczach Mikela, który nagle stał się tylko kropką czerwonego żaru na tle niezbyt intensywnego, ale nadal mroku. Jakkolwiek byś się nie wysilał, oczy nie były w stanie się przyzwyczaić do ciemności właśnie przez ten jeden, jasny punkt – jesteś pewien że mozemy już ruszać? Przed chwilą miałeś całkiem sporą igłę w nodze – Żar poruszył się, przeleciał trochę na bok i ukruszył się nieco, spadając wraz z popiołem. Natychmiast wrócił na poprzednie miejsce.
-Tak, idziemy. Szybko dochodzę do siebie – Włożył swój reflektor do plecaka i dźwignął się z betonu, zarzucając pakunki na plecy.
- Wspominałem już co myślę o twoich drętwych kończynach? - Punkt pofrunął do góry. Ostatnie źródło światła, prócz resztek półmroku sączącego się z zewnątrz przez uchylone drzwi, zgasł. W tym momencie Mikel włączył swoją latarkę czołową i przy jej asyście pozbierał swoje rzeczy. Moment kombinował z dodatkowym plecakiem szukając najwygodniejszej kombinacji, ale ostatecznie założył go sobie na brzuch
- Sam jesteś drętwa kończyna. A nawet kutas – Samuel podszedł do drzwi bunkra i z nieukrywanym wysiłkiem otworzył je. Wydawały mu się cięższe niż ostatnio.
- Nikt mnie tak miło od dawna nie nazywał. Wzruszyłem się – gdyby światło było intensywniejsze, można by było zauważyć, że Mikel się uśmiechnął. Lubił się droczyć, traktował to wręcz jak rozrywkę – Spadajmy stąd.
Samuel postawił pierwszy krok poza bunkier i poczuł jak jego stopa zapada się lekko w piasek. Już miał go dosyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz