Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)

Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu

Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Interwał III (XVI)

To były męczące dwie godziny spędzone na żmudnym i mało wymagającym zajęciu. Wszystko było w zasadzie zgodne z prawami Murphy’ego, a przynajmniej z tym, który mówił że jeżeli awaria wygląda na niewielką i prostą do usunięcia, to znaczy że nie znamy jej rzeczywistych rozmiarów. W czasie powstawania schronów ogólna tendencją było montowanie kolektorów ruchomych, automatycznie podążających za słońcem. Dawało to doskonałą efektywność w zbieraniu energii, na którą było trochę więcej niż spore zapotrzebowanie. Innym atutem była cena – rynek wtedy był zalany przez tanie (aczkolwiek dobrej jakości) kolektory z Indii, które pełniły funkcję Chińskiej Republiki Ludowej z początku dwudziestego pierwszego wieku, W teorii sprawdzały się znakomicie, tym bardziej że spełniały wszystkie wymogi techniczne i wytrzymałościowe. Późniejszy problem nie miał źródła w sprzęcie. Pola baterii słonecznych były budowane bezpośrednio nad kryptami, często wokół centralnie położonej latarni będącej skrzyżowaniem punktu lokacyjnego z anteną, tworząc okrągłą strukturę otoczoną kordonem z betonowych płyt. Ustawione pod kątem prostym i sięgające średniemu wysokości człowiekowi do pasa tworzyły barierę chroniącą, oddalony od nich kilkudziesięcioma metrami miękkiego spadku na głębokość jakiś dwóch, sprzęt przed wiatrem. Kolektory w dzień zbierały energię na potrzeby bieżące i ładowały gigantyczne akumulatory znajdujące się kilka pięter niżej, które zapewniały elektryczność nocą. W praktyce nikt nie przewidział pyłu wciskającego się w najmniejszą szczelinę i mającego absolutnie wyjebane na to, czy to zad zdziczałego psa czy sprzęt od którego sprawności zależy życie setek osób. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że schrony nie miały służyć w nieskończoność, tylko jakieś pięćdziesiąt lat. Miały być czasowym depozytem ludzkości jako takiej, a zamieniły się w dom. Kiepskie miejsce, ale tak naprawdę lepszego nie było.

Mechanizmy (jak i same powierzchnie kolektorów) były systematycznie czyszczone, ale awarie miały miejsce irytująco regularnie. W końcu stały się tak uciążliwe, że zrezygnowano z napraw, zastępując je mało wymyślnym substytutem. Straty w produkcji energii były spore, ale w jakiejś części równoważone przez coraz to silniejsze działanie słońca. Jak dotąd nadal mieli nadwyżki, ale z biegiem czasu dojdzie do tego, że trzeba będzie zrezygnować na przykład z całodobowego oświetlenia niektórych korytarzy czy pomieszczeń albo wprowadzić restrykcje co do jednoczesnego używania urządzeń przez mieszkańców Schronu.

Największym problemem jaki Ino spotkała na swojej drodze była przepalona płytka drukowana, regulująca działanie automatu. To jedna z tych części, które bardzo trudno zastąpić, a tym bardziej naprawić. Po piętnastu minutach bezowocnego wysiłku wrzuciła ją do torby przeklinając pod nosem. Kablami zajęła się jako pierwszymi, bo były najprostsze do wymiany. Niezdatny był rozerwany, dziesięciocentymetrowy odcinek, z którego wystawały miedziane wiązki. Połowy z nich brakowało, więc musiała podmienić ten kawałek, spawając końcówki i wieńcząc swoje dzieło okręceniem łaty grubą warstwą szarej taśmy izolacyjnej. Najgorsze było ręczne kalibrowanie kolektora słonecznego – musiała go rozkręcać i siłą własnych mięśni obrócić go mniej więcej w kierunku południowo – zachodnim, nadając mu odpowiedni kąt względem ziemi. I tak osiem razy, ponieważ elektronika była spalona w całym płacie. I tak była zaskoczona że to to nawaliło. Najdłużej się trzymają kolektory z wewnętrznego pierścienia, najbardziej osłonięte od piasku i pyłu. A ten płat znajdował się na samym skraju i dopiero poważne zwarcie sprawiło, że odmówił dalszej pracy w takiej formie jak do tej pory. Zebrała narzędzia, będąc ciężko zmęczona ręczną kalibracją i przetarła pot z czoła, poprawiając przy okazji latarkę. Miała nadzieję że ten problem ze spięciem nie zniszczył kolektorów samych w sobie i dalej po podłączeniu będą jako tako pracować. Zatopiona we własnych myślach wdrapała się na wał ze sterczącymi betonowymi płytami. Torba wyjątkowo jej ciążyła i boleśnie wrzynała się w ramię. Z westchnięciem podparła się rękoma i usiadła na płycie, rzucając torbę niżej. Miała ochotę pooglądać gwiazdy, dlatego wyłączyła światło. Majtając nogami, z przyjemnością zatopiła się w swoich myślach patrząc na masę jasnych punktów na czarnym niebie. Zdała sobie sprawę, że czegoś jej brakuje, do czegoś tęskni. Westchnęła głęboko, a trwające ułamek sekundy wrażenie ruchu w ciemności utopiło się w marzeniach i jednostajnie rytmicznym bujaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz