- W porządku. Dużo przeżyła na raz, ale powinno wszystko być
dobrze. Kilka potłuczeń, obtarć, chyba złamana ręka. Największym problemem jest
głowa, nadal trochę krwawi. No i...- Nomadka pogłaskała dziewczynę delikatnie po
policzku
- Co? – Mikel zesztywniał, a w jego oczach wychwycić
można było strach, który nagle powrócił
- Zemdlała. Nie wiem czy to uraz głowy czy nadmiar
wszystkiego. Powinna się znaleźć w ambulatorium – Spojrzała na niego znacząco.
Chłopak podszedł ostrożnie ważąc kroki, przykucnął i, wycierając wcześniej
rękę, zdjął łzy spod oczu Ino. Zrobił to z delikatnością, jakiej nie można było
się spodziewać po poprzednim zachowaniu. Opierając się kolanem o ziemię wsunął
dłonie rozdzielając dziewczyny i wziął Ino na ręce. Kiedy wstał, poczuł jak
ciężar otwiera ledwo co zasklepione rany. Chciał ją donieść do schronu, ale
zdał sobie sprawę że nie da rady. Każdy krok był trudny, a nogi uginały się od
wysiłku. W połowie drogi między Nomadką a Samuelem zachwiał się, ale odzyskał
równowagę. Kilka metrów później stanął przed swoim przyjacielem, który od
samego początku przewiercał mu wzrokiem czaszkę na wylot.
- Zaniesiesz ją do skrzydła szpitalnego? – Pytanie brzmiało
jak twierdzenie, było suche i… przepełnione zaufaniem. Widać było, że trzyma
się na nogach tylko siłą woli
- A co z tobą? - Sam
przekrzywił lekko głowę na bok, zwracając uwagę na rękę przyjaciela
- Dam sobie radę – uciął tonem, jaki przybrał chwilę przed
wcześniejszym wybuchem
- Ale…
- Kurwa, Sam, proszę – jego głos był ostry jak nóż, a
jednocześnie drżał z emocji, które najwidoczniej dusił w środku. W momencie,
kiedy Samuel zauważył łzy, odwrócił wzrok i wziął ciężar Ino na siebie.
- Rozumiem że idziesz z nami? - poczuł wilgoć krwi, którą zostawił Mikel na dziewczynie
- Nie, jeszcze chwilę tu zostanę. Idźcie już, dam sobie
radę - odpalił kolejnego papierosa i spróbował się uśmiechnąć. Wychodziło mu to podobnie jak stanie, dlatego usiadł na najbliższym głazie. Wszyscy obecni zrozumieli przekaz i zaczęli się zbierać do Krypty, eskortując ranną dziewczynę. Cierpliwie czekał aż grupa wymknie się z zasięgu widzenia, czując coraz bardziej doskwierającą ranę na ręce. Spokojnie, powoli dopalał papierosa głęboko pogrążony w bagnie myśli. Nie to że miał czas, po prostu chciał odwlec nieprzyjemne chwile na tyle, by je po prostu zaakceptować. Kiedy stwierdził już, że za dużo ostatnio używa głowy i przez to tylko sobie krzywdę robi, usłyszał hałas od strony, którą zeszli "opiekunowie" Ino. Kiedy Mikel podniósł wzrok, zauważył lecący w jego stronę plecak, który zarył w piach i zatrzymał się kilkadziesiąt centymetrów przed jego stopami.
- Myślę że ci się przyda. A teraz się ogarnij - Nikolai uśmiechnął się i oparł o kolektor. O nich się nie martw, strażnicy przy wejściu mnie zmienili zaraz jak nas zauważyli - Podszedł do truchła wyciągając nóż i zaczął robić pierwsze cięcia do zdjęcia futra. Karawanie może się przydać absolutnie wszystko, a już na pewno kawał włochatej skóry. Tej nocy było wyjątkowo ciepło, co nie zmieniało faktu, że można było widzieć swój oddech.
- No to teraz naprawdę dałeś mi powód do stresów - Chłopak sięgnął do plecaka wyciągając wodę, bandaże i pudełko z aplikatorem Syropku. Rozebrał się do koszulki żałując tego już w trakcie zdejmowania kurtki. Chłód był wybitnie nieprzyjemny i sprawił, że na rękach Mikela momentalnie pojawiła się gęsia skórka. Wyciągnął lewą rękę w bok i przemył ją wodą, oczyszczając wstępnie z kurzu i większości krwi. Następnym krokiem było wyrwanie zębami korka małej buteleczki środka odkażającego. Mikel przez chwilę wahał się w jaki sposób go użyć - wewnętrznie czy zewnętrznie, ale ostatecznie zdecydował się drżącą ręką wylać go na ranę, zostawiając mniej więcej jego trzecią część. Ból był tak nieznośny, że krzyknął. Rana wyglądała paskudnie, chociaż nie była głęboka. Pies zdarł mu kawał skóry szerokości jakiegoś centymetra. Blizna będzie paskudna, trzeba to jakoś obwiązać bandażem. Ale najpierw...
Chłopak wbił ampułkę do aplikatora, wylał pozostałą część spirytusu na igłę by jakkolwiek ją odkazić i wbił ją w otwartą ranę - O ja pierdolę - Ból go oszołomił do tego stopnia, że ciężko mu było oddychać. Położył opatrunek na ranie i obwiązał wszystko bandażem. Nie za mocno, nie słabo. W sam raz, tak jak go uczyli.
Ucieszył mnie wpis na FB, że kolejne części dwa razy w tygodniu [; Będę na nie czekać z niecierpliwością :D
OdpowiedzUsuńA czy czy mi się wydaje czy Ty aby przypadkiem byłeś w tą sobotę między 19:45 a 20:00 koło dworca głównego we wRocku <: Chyba widziała Cię przelotem w monopolowym a później mijałeś mnie na Dworcowej idąc z jakąś dziewczyną <: