
Witaj w świecie postpandemicznych, spalonych słońcem pustkowi, gdzie natura przybrała kolory brązu i czerwieni a ludzkość podzieliła się na trzy nierówne części: tych, którzy żyją w podziemnych schronach, Nomadów i Ludzi Nowej Ery. Z dala od spopielających promieni słonecznych, marząc o odzyskaniu powierzchni za dnia, ludzie opowiadają baśnie o miejscach, w których zieleń jeszcze istnieje. Opowieści o Szklanych Ogrodach, ostatnich odpryskach Edenu. I pieczarkach.
Not really familiar with polish? Try >> ENGLISH VERSION << of this site :)
Nowe fragmenty 2 razy w tygodniu
Tych, którzy nie lubią się rozdrabniać, zapraszam na strony zawierające wszystko, co zamieściłem do tej pory (nie liczac biegunek werbalnych). Aktualizacja średnio co tydzień.
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Interwał III (XXIII)
-Jesteś idiotą, Mikel – powiedział sam do siebie niesłyszalnie, poruszając tylko ustami. Za to swój głos, który słyszał wewnątrz własnej czaszki był głośny, wyraźny i nadzwyczaj pewny tego, co chce wyrazić. Zaczął okrążać psa, nie spuszczając z niego wzroku i bez litości oślepiając go wiązką światła swojej latarki. Zatrzymał się dopiero w momencie, gdy stał bezpośrenio między zwierzęciem, a leżącą kawałek dalej Ino, która podpierając się rękoma, próbowała wstać. Nie udało się jej, więc usiadła na piętach i wbijając wzrok w tuman kurzu, mimo braku ostrości spowodowanej wcześniejszym upadkiem na głowę. Szukała kształtów sylwetek, mając nadzieję że rozpozna, kto dla niej ryzykuje.
Stojąc miękko na nogach, oczekiwał na pierwszy krok psa. Wiedział, że ma taką przewagę, jaką ma człowiek stojący pod słońce. Z tym, że to on kierował tym słońcem. Kopnął pyłem w stronę zwierzęcia, mając nadzieję że rozwścieczone straci cierpliwość i albo się wycofa, albo w końcu zaatakuje. Wybrało drugą opcję, na co Mikel był przygotowany. Krok w bok i płaskie cięcie nożem rozorało bok psa, wystarczająco by polała się krew i wystąpił ból, ale zbyt płytko, by zrobić większą krzywdę. Natychmiast odbił się od ziemi i rzucił na Mikela, będąc od niego na wyciągnięcie ręki. Chciał dorwać się do gardła i udałoby się mu, gdyby mężczyzna się nie zasłonił. Ciężar psa sprawił że stracił równowagę i przewrócił się. Zwierzę było na górze, i gdyby nie zasłona z przedramienia na jego karku, wbiłoby zęby w twarz Mikela kończąc sprawę. Oplótł zwierzę nogami, ściskając jego tułów najmocniej jak tylko potrafił. Pies miotał się, rzucał i kontynuował próby wściekłych ataków, czując że jest w pewien sposób przyszpilony. Mikel poczuł szpilowaty ucisk pazurów na klatce piersiowej i ramieniu, a potem szarpnięcia. Ból pojawił się chwilę po suchym dźwięku rozdzieranego materiału, ale równie nagle jak się pojawił, tak zniknał, będąc przez mózg uznany za nieistotny w bieżacych warunakch.
Mikel zdawał sobie sprawę, że długiej szarpaniny nie wytrzyma, więc zaryzykował po raz kolejny. Podniósł odrobinę ramię i wbił nóż dolną część karku psa. Natychmiast zwolnił zasłonę, chwytając obiema rękami rękojeść i tnąc do góry, pionowo rozdzierając tchawicę psa. Zwierzę rzucało się przeraźliwie, zalewając Mikela krwią. Zrobiło mu się niedobrze, ale kontynuował wysiłek. Ostrze dotarło prawie do pyska kiedy pies wydając obrzydliwe chrząknięcia i topiąc się we własnej krwi dygotał już tylko w śmiertelnych spazmach.
Zrzucił z siebie trupa i nadal trzymając zakrwawiony nóż, leżał na wznak oddychając ciężko. W momencie, gdy zamknał oczy, poczuł się koszmarnie zmęczony i potwornie obolały, tak jak jeszcze nigdy w życiu. Znać dawały każdy mięsień, każda rana i najmniejsze nawet otarcie. Leżał niemal bez ruchu, w przeciwieństwie do psa, który męczył się jeszcze przez, subiektywnie stwierdzając przez osobę która mogła być tego świadkiem, długi czas. Mikel żałował, ale nie miał siły go dobić. Nie był pewny nawet, czy jest w stanie wstać o własnych siłach. Kiedy tak tkwił we własnych myślach, usłyszał narastający hałas stóp uderzających o ziemię. Rychło w czas, kurwa... - pomyślał i uśmiechnął się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz